Trzydziesta Trzecia Niedziela Zwykła
Rok A
82. PRZYNOSIĆ OWOCE W PANU
1. Jesteśmy tylko zarządcami otrzymanych od Pana dóbr.
2. Owocne życie polega na służbie Bogu.
3. Dobre wykorzystywanie czasu.
82.1 Liturgia Kościoła w tych ostatnich tygodniach roku liturgicznego zachęca nas do rozważania prawd wiecznych. Rozważanie tych prawd powinno stanowić dla nas wielką korzyść duchową. W drugim czytaniu[1] Pan zapowiada, że przyjdzie jak złodziej w nocy, nieoczekiwanie. Choćbyśmy byli przygotowani, śmierć zawsze będzie niespodzianką.
Życie na ziemi, jak uczy nas Pan w Ewangelii[2], jest czasem zarządzania dobrami Pana i zdobywania w ten sposób nieba. Pewien człowiek mając się udać w podróż, przywołał swoje sługi i przekazał im swój majątek. Jednemu dał pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu jeden, każdemu według jego zdolności i odjechał. Znał dobrze swoje sługi i dlatego nie powierzył wszystkim jednakowych części majątku. Byłoby rzeczą niesprawiedliwą obarczanie wszystkich takim samym ciężarem. Rozdzielił swój ogromny majątek według zdolności każdego. Mimo wszystko nawet temu, który otrzymał jeden talent, została powierzona wielka suma pieniędzy. Po pewnym czasie pan powrócił z podróży i zażądał zdania sprawy od swych sług. Ci, którzy mieli możliwość obracania pięcioma i dwoma talentami, oddali podwójną sumę. Wykorzystali czas na pomnażanie dóbr swego pana. Potem spotkało ich wielkie szczęście: ujrzeli rozradowanego pana i usłyszeli pochwałę z jego ust, a także otrzymali nieoczekiwaną nagrodę: Dobrze, sługo dobry i wierny. Byłeś wierny w niewielu rzeczach, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana.
Znaczenie tej przypowieści jest jasne. Sługami jesteśmy my; talentami są dobra i umiejętności, którymi z Bożej woli dysponujemy: rozum, zdolność do kochania, uszczęśliwiania innych, dobra doczesne. Podróż pana to czas trwania naszego życia. Nieoczekiwanym powrotem jest śmierć, rozliczeniem zaś sąd. Wejście do radości oznacza niebo. Nie jesteśmy właścicielami, ale – jak Pan ustawicznie powtarza w Ewangelii – zarządcami dóbr, z których musimy się rozliczyć. Dzisiaj możemy się zastanowić w obecności Pana, czy rzeczywiście żyjemy jak zarządcy, a nie właściciele, którzy mogą dowolnie dysponować tym, co posiadają.
Możemy się dzisiaj zastanowić, w jaki sposób traktujemy dar ciała i zmysłów; duszy i jej władz. Czy rzeczywiście służą one chwale Bożej? Pomyślmy, czy przysparzamy dobra przy pomocy otrzymanych talentów: dóbr materialnych, zdolności zawodowych, przyjaźni... Pan chce, aby jego majątek był dobrze zarządzany. Oczekuje zysku proporcjonalnego do tego, co nam powierzył. Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą[3].
Dobrze, sługo dobry i wierny... Byłeś wierny w niewielu rzeczach – powiada Pan temu, który otrzymał pięć talentów. Owo „wiele” – pięć talentów – Pan uważa tutaj za „niewiele”. Wielką rzeczą jest wejście do radości Pana...; ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują[4]. Warto być wiernym tu, na ziemi, w oczekiwaniu na przyjście Pana, odpowiedzialnie korzystając z tego krótkiego czasu. Jakaż to będzie radość, gdy staniemy przed Nim z pełnymi rękami! Popatrz, Panie – powiemy Mu – starałem się wykorzystać życie, pomnażając Twoje dobra. Miałem jedynie na celu Twoją chwałę.
82.2 Ten zaś, który otrzymał jeden, poszedł i rozkopawszy ziemię, ukrył pieniądze swego pana. Kiedy właściciel zażądał rozliczenia się, sługa ów próbuje się usprawiedliwiać i oskarża tego, który dał mu wszystko, co posiada. Panie, wiedziałem, żeś jest człowiek twardy: chcesz żąć tam, gdzie nie posiałeś, i zbierać tam, gdzieś nie rozsypał. Bojąc się więc, poszedłem i ukryłem talent w ziemi. Oto masz swoją własność. Ten ostatni sługa „ukazuje, jak postępuje człowiek, kiedy nie zachowuje wierności Bogu. Przeważa strach, szacunek dla siebie, afirmacja egoizmu, który próbuje usprawiedliwić własne postępowanie niesłusznymi pretensjami wobec właściciela, który żnie tam, gdzie nie posiał”[5]. Sługą złym i gnuśnym nazwie go pan po wysłuchaniu jego usprawiedliwień. Zapomniał o prawdzie zasadniczej; że „człowiek został stworzony po to, by Boga poznać, kochać i służyć Mu w tym życiu, a następnie cieszyć się w życiu wiecznym. Kiedy się zna Boga, nie jest trudno kochać Go i służyć Jemu. Kiedy się kocha, służenie nie jest trudne ani upokarzające: staje się przyjemnością. Osoba, która kocha naprawdę, nigdy nie uzna za poniżenie lub brak godności służenia umiłowanej osobie. Nigdy nie czuje się upokorzona świadczeniem przysług. Otóż trzeci sługa znał dobrze swego pana, przynajmniej miał tyle samo okazji, by go poznać, co pozostali dwaj słudzy. Okazuje się jednak, że nie kochał pana. A kiedy się nie kocha, służenie staje się uciążliwe”[6]. Sługa nie tylko nie szanuje swego pana, ale odważa się nazywać go człowiekiem twardym, który chce żąć tam, gdzie nie posiał.
Leniwy sługa ten nie służył dobrze swemu panu z powodu braku miłości. Przeciwieństwem lenistwa jest właśnie pilność (diligentia), która ma swój początek w łacińskim słowie diligere, to znaczy kochać, wybrać po uważnym poznaniu, zbadaniu. Lenistwo, owoc braku miłości, prowadzi do jeszcze większej oschłości. Pan Jezus w przypowieści potępia tych, którzy nie pomnażają otrzymanych od Niego darów, i którzy używają ich w służbie samym sobie, zamiast służyć Bogu i swoim braciom, ludziom. Zastanówmy się dzisiaj nad tym, jak wykorzystujemy czas, który jest najważniejszą częścią otrzymanego dziedzictwa. Czy dbamy o punktualność i porządek w swoich zajęciach, czy staramy się dać z siebie wszystko w pracy, dobrze wykorzystując jej godziny? Czy zwracamy należną uwagę na praktykowanie przyjaźni i szacunku dla innych, by prowadzić owocne apostolstwo? Czy staramy się szerzyć Królestwo Chrystusa w duszach i w społeczeństwie dzięki otrzymanym talentom?
82.3 Nasze życie jest krótkie. Dlatego powinniśmy je wykorzystać do ostatniej chwili, aby wzrastać w miłości, w służbie Bogu. Pismo Święte często zwraca nam uwagę na krótkotrwałość naszego istnienia tu na ziemi. Porównuje je z dymem[7], z cieniem[8], z przelotem chmur[9], z nicością[10]. Jak wielką szkodą jest strata czasu lub marnowanie go, jak gdyby był bez wartości! „Jakże smutne jest życie polegające jedynie na zabijaniu czasu, trwonieniu tego Bożego skarbu! (...) Jakże to smutne, kiedy ktoś nie potrafi wykorzystać swoich wielkich lub małych zdolności, które Bóg dał człowiekowi, aby służył ludziom i społeczeństwu! Kiedy chrześcijanin zabija swój czas na ziemi, naraża się na niebezpieczeństwo zabicia swego nieba: z powodu egoizmu wycofuje się, skrywa, jest obojętny”[11].
Wykorzystywać czas oznacza czynić to, co Bóg chce, byśmy w danym momencie czynili. Czasami wykorzystanie wieczoru będzie oznaczało „stracenie” go u wezgłowia chorego lub poświęcenie chwili przyjacielowi przygotowującemu się do egzaminu. Oznacza stratę czasu dla własnych planów, często dla naszego egoizmu, ale oznacza jego zyskanie dla osób potrzebujących pomocy lub pociechy oraz dla wieczności. Dobrze wykorzystywać czas oznacza w pełni przeżywać życie w obecnej chwili, wkładając umysł i serce w to, co czynimy, choćby z ludzkiego punktu widzenia wydawało się nam, że nie ma to wielkiego znaczenia. Wykorzystywać czas to nie troszczyć się zbytnio o przeszłość, nie niepokoić się nadmiernie o przyszłość. Pan chce, byśmy żyli i uświęcali chwilę obecną, odpowiedzialnie wykonując obowiązki danej chwili, wyzwalając się od zbytecznych trosk na przyszłość, które może nigdy nie nastąpią... A jeśli nastąpią, to nasz Ojciec Bóg udzieli nam łaski nadprzyrodzonej, by je przezwyciężyć, i łaski ludzkiej, by je z wdziękiem znosić. On sam nam powiedział: Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy[12]. Życie w pełni chwilą teraźniejszą czyni nas skuteczniejszymi i wyzwala od wielu niepotrzebnych niepokojów. Św. Teresa z Ávila opowiada, że kiedy przybyła do Salamanki w towarzystwie innej siostry o imieniu Maria od Najświętszego Sakramentu, by założyć tam nowy klasztor, stanęła przed rozwalającym się domem, z którego przed kilkoma godzinami wysiedlono studentów. Podróżne weszły do tego domu już w nocy, wyczerpane i drżące z zimna. Dzwony miejskie biły żałobnie, gdyż była to wigilia Dnia Zadusznego. W ciemności przerywanej migotaniem świecy ściany napełniały się niepokojącymi cieniami. Mimo wszystko szybko się położyły na siennikach ze słomy, które z sobą przywiozły. Położywszy się na tych prowizorycznych posłaniach, Maria od Najświętszego Sakramentu, pełna wielkiego strachu, powiedziała do Świętej: „– Matko, myślę o tym, że gdybym tak teraz umarła, co Matka zrobiłaby sama?”
„To, co mogłoby się stać, wydawało mi się rzeczą głupią” – mówiła po latach Święta; „zastanowiłam się nieco nad tym i nawet ogarnął mnie strach, gdyż ciała nieboszczyków zawsze mnie przerażały, nawet kiedy nie byłam sama.
„Siostro – powiedziałam jej – jeśli tak się stanie, to pomyślę, co robić, a teraz pozwól mi spać”[13].
Często martwimy się niepotrzebnie o przyszłe wydarzenia, a to pozbawia nas spokoju i zabiera czas. Skoro nie możemy w chwili obecnej zapobiec tym wydarzeniom, lepiej będzie, jeśli powiemy za Świętą: „Jeśli tak się stanie, pomyślę, co robić”. Wówczas będziemy liczyć na łaskę Bożą, by uświęcać to, co Pan Bóg zrządzi lub co dopuści.
Kiedy życie dobiega końca, nie powinniśmy myśleć jedynie o świecy, która już się dopaliła. Warto też zastanowić się nad tym, że nasze życie jest jak wspaniały gobelin. Gdy życie się kończy, kończymy jego tkanie. Obecnie widzimy go z lewej strony, od strony węzełków. Możemy domyślać się tylko zarysu obrazu, oglądając plątaninę nitek. Nasz Ojciec, Bóg, który będzie go widział z drugiej strony, uśmiechnie się i ucieszy na widok ukończonego dzieła, będącego owocem dobrze wykorzystanego czasu każdego dnia, każdej godziny i minuty po minucie.
[5] Św. Jan Paweł II, Homilia, 18 XI 1984.
[6] F. Suárez, Después, s. 144.
[9] Por. Jb 14,2; 37,2; Jk 1,10.
[11] Św. Josemaría Escrivá, Przyjaciele Boga, 46.
[13] M. Auclair, La vida de Santa Teresa de Jesús, s. 238-239.