Wielki Post – Czwartek po Popielcu
2. CODZIENNY KRZYŻ
1. Nie ma prawdziwego chrześcijaństwa bez krzyża. Krzyż Pański źródłem radości i pokoju.
2. Krzyż w codziennych drobnych rzeczach.
3. Ofiarowanie przeciwności. Umartwienia w drobnych sprawach.
2.1 Wczoraj rozpoczął się Wielki Post, a dzisiaj Ewangelia mszalna przypomina nam, że kroczenie za Chrystusem wymaga dźwigania własnego Krzyża: Potem mówił do nich wszystkich: „Jeśli ktoś chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje (Łk 9, 23).
Pan zwraca się do wszystkich i mówi o codziennym krzyżu. Słowa Jezusa zachowują do dziś swoje znaczenie. Są to słowa skierowane do wszystkich ludzi, którzy chcą iść za Nim, gdyż nie ma chrześcijaństwa bez krzyża. Chrześcijan nie może cechować konformizm, tchórzliwość i brak ofiarności. Słowa Pana wyrażają nieodzowny warunek: Kto nie dźwiga swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem (Łk 14, 27). Chrześcijaństwo, z którego chciano by usunąć krzyż dobrowolnego umartwienia i pokuty pod pretekstem, że praktyki te są przeżytkiem ciemnego średniowiecza, nieodpowiednim w epoce humanizmu, byłoby chrześcijaństwem pozbawionym swej siły, chrześcijaństwem jedynie z nazwy. Byłoby chrześcijaństwem bez Odkupienia, bez Zbawienia.
Jednym z najbardziej oczywistych objawów tego, że do duszy wkradła się oziębłość, jest właśnie odrzucenie Krzyża. Odrzucenie Krzyża oznaczać może zaniechanie drobnego umartwienia i wszystkiego, co w jakiś sposób zakłada ofiarę i wyrzeczenie.
Z drugiej strony ucieczka przed Krzyżem jest odwróceniem się od świętości i radości. Jednym z owoców duszy umartwionej jest właśnie zdolność do kontaktu z Bogiem i innymi ludźmi. Owocem jest głęboka radość pośród udręk i zewnętrznych trudności. Osoba, która porzuca umartwienie, zostaje opanowana przez zmysły i jest niezdolna do myśli nadprzyrodzonej.
W Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy: „Droga do doskonałości wiedzie przez Krzyż. Nie ma świętości bez wyrzeczenia i bez walki duchowej. Postęp duchowy zakłada ascezę i umartwienie, które prowadzą stopniowo do życia w pokoju i radości błogosławieństw”[1].
Bez ducha ofiary i umartwienia nie może być postępu w życiu wewnętrznym. Święty Jan od Krzyża powiada, że przyczyną tego, że mało ludzi osiąga wysoki stopień zjednoczenia z Bogiem jest to, że wielu nie chce poddać się „utrapieniom”[2]. Święty ten przypomina: „Przez te utrapienia, którymi Bóg doświadcza duszę i zmysły, postępuje ona zdobywając cnoty, siłę doskonałość wśród goryczy, gdyż ‘moc w słabości się doskonali’ (2 Kor 12, 9) i przez szkołę cierpienia dochodzi do całkowitego wyrobienia[3].
Nie powinniśmy jednak zapominać, że umartwienie nierozerwalnie związane jest z radością, i że kiedy nasze serce jest oczyszczone, staje się pokorniejsze, tak że może mieć ściślejszy związek z Bogiem i innymi ludźmi. Jest to wielki paradoks chrześcijańskiego umartwienia. Wydawałoby się, że przyjmowanie, a co więcej – szukanie cierpienia, powinno czynić dobrych chrześcijan istotami bardzo smutnymi i ludźmi, którzy czują się źle.
Rzeczywistość jest zupełnie inna. Umartwienie tylko wtedy wywołuje smutek, gdy towarzyszy mu nadmierny egoizm oraz brak wielkoduszności i miłości do Boga. Ofiara niesie zawsze ze sobą radość pośród bólu, szczęście z wypełniania woli Bożej, wysiłku miłowania Boga. Dobrzy chrześcijanie żyją quasi tristes, semper autem gaudentes - jakby smutni, lecz zawsze radośni (2 Kor 6, 10).
2.2 „Krzyż co dnia. Nulla dies sine cruce! Żadnego dnia bez Krzyża! Żadnego dnia, w którym nie nieślibyśmy krzyża Pańskiego, w którym nie przyjęlibyśmy Jego brzemienia. (...). Droga naszego osobistego uświęcenia prowadzi codziennie przez Krzyż: nie jest to droga smutna, ponieważ sam Chrystus nam pomaga, a przy Nim nie ma miejsca na smutek. In laetitia, nulla dies sine cruce! – lubię powtarzać. – Z duszą przenikniętą radością, żadnego dnia bez Krzyża”[4].
Krzyżem Pańskim, który powinniśmy dźwigać codziennie, na pewno nie jest krzyż wynikły z egoizmu, zawiści czy lenistwa. Nie są nim też konflikty spowodowane przez naszą nieuporządkowaną miłość. To nie jest Krzyż Pański, ten krzyż nie uświęca.
Nieraz spotkamy się z krzyżem w postaci wielkich trudności finansowych, ciężkiej i bolesnej choroby czy też klęski gospodarczej lub śmierci umiłowanej istoty. „(…) nie zapominajcie, że przebywanie z Jezusem oznacza, iż z pewnością zetkniemy się z Krzyżem. Kiedy oddajemy się w ręce Boże, to Bóg często pozwala nam odczuć ból, samotność, przeciwieństwa, oszczerstwa, zniesławienia i drwiny, które przychodzą od wewnątrz i z zewnątrz. Czyni tak dlatego, gdyż pragnie nas ukształtować na swój obraz i podobieństwo. On nawet godzi się na to, by nazywano nas szaleńcami i uważano za głupców.
Nadszedł czas, by ukochać bierne umartwienie, które przychodzi znienacka, kiedy się go nie spodziewamy”[5]. Pan nasz doda nam sił niezbędnych do dźwigania tego Krzyża z wdziękiem i napełni nas niewyobrażalnymi łaskami i owocami. Zrozumiemy, że Bóg udziela swoich błogosławieństw na różne sposoby, dźwigając Krzyż stajemy się Jego przyjaciółmi i współodkupicielami.
Normalną jednak rzeczą jest to, że spotykamy Krzyż codziennie w drobnych przeciwnościach, które zdarzają się w pracy, we współżyciu z innymi. Może to być coś nieprzewidzianego, czego nie braliśmy pod uwagę, trudny charakter osoby, z którą musimy przebywać, plany, które musimy zmieniać w ostatniej chwili, narzędzia pracy psujące się akurat wtedy, kiedy są najbardziej potrzebne, przykrości spowodowane przez chłód, gorąco lub hałas, nieporozumienia lub drobna choroba, która osłabia naszą zdolność do pracy.
Te codzienne przeciwności powinniśmy przyjmować z wielkodusznością, ofiarując je Panu w duchu zadośćuczynienia, nie narzekając. Narzekanie często oznacza odrzucenie Krzyża. Jeżeli odpowiednio przyjmiemy te przychodzące nieoczekiwanie umartwienia, pomogą nam one wzrastać w duchu pokuty, czego tak bardzo potrzebujemy, i doskonalić się w cnocie cierpliwości, w miłości, w wyrozumiałości, to znaczy w świętości. Jeżeli będziemy je przyjmować ze smutkiem, mogą stać się przyczyną buntu, zniecierpliwienia lub zniechęcenia. Wielu chrześcijan utraciło radość pod koniec dnia nie z powodu wielkich przeciwności, ale dlatego że nie potrafili uświęcać znużenia podczas pracy ani też drobnych trudności, które pojawiły się w ciągu dnia. Krzyż akceptowany – drobny lub wielki – rodzi pokój i radość pośród cierpienia i obfituje w zasługi na życie wieczne. Człowiek, który nie przyjmuje Krzyża, ulega rozczarowaniu i popada w wewnętrzny bunt, który następnie objawia się w postaci smutku i złego humoru. „Dźwiganie Krzyża jest czymś wielkim, wielkim... Oznacza odważne stawianie czoła życiu, bez zniewieściałości i tchórzliwości. Oznacza to, że te trudności, których nigdy nie zabraknie w naszym życiu, zamieniamy w energię moralną. Oznacza to, że rozumiemy ludzkie cierpienie, i wreszcie, że potrafimy prawdziwie kochać”[6]. Chrześcijanin, który przechodzi przez życie systematycznie uciekając przed ofiarą, nie spotka się z Bogiem, nie zazna szczęścia. Ucieka również przed własną świętością.
2.3 Jeśli ktoś chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie... Oprócz przyjmowania Krzyża, który wychodzi nam naprzeciw często nieoczekiwanie, powinniśmy starać się o inne drobne umartwienia, żeby podtrzymywać żywego ducha pokuty, którego domaga się od nas Pan. Dla postępu w życiu wewnętrznym bardzo pomocne będzie praktykowanie każdego dnia pewnych stałych, uprzednio zaplanowanych, drobnych umartwień.
„Rozpoczął się już post – pisał św. Maksymilian Maria Kolbe – a z nim pamiątka cierpień Pana Jezusa. Dobrze by było, ażeby każdy sobie codziennie choć ze dwa lub trzy umartwienia zadał, drobne, małe, ale za to stale przez cały post – umartwienie oczu, powstrzymywanie się od jakiegoś słowa żartobliwego i tym podobne, które nie szkodzą zdrowiu, bo siły i zdrowie musimy mieć, aby dla chwały Niepokalanej pracować”[7].
Te umartwienia, których sami poszukamy z miłości do Boga, będą nieocenione w walce z lenistwem, egoizmem lub pychą. Jedne ułatwią nam pracę, ponieważ będziemy zwracali uwagę na szczegóły, na punktualność, porządek, intensywność, będziemy dbali o używane narzędzia. Inne umartwienia, jak umiejętność uśmiechu w trudnej sytuacji, okazanie komuś szacunku, traktowanie innych z uprzejmością, ułatwienie komuś pracy, służenie w drobnych codziennych sprawach, będą zwrócone ku lepszemu praktykowaniu miłości bliźniego, zwłaszcza wobec osób, z którymi przebywamy na co dzień i z którymi pracujemy. Jeszcze inne umartwienia będą skierowane ku przezwyciężeniu wygodnictwa, ku czuwaniu nad pokusami wewnętrznymi i zewnętrznymi, ku pokonaniu ciekawości. Zaliczyć można do nich konkretne umartwienia w jedzeniu lub dbanie o wygląd osobisty. Nie muszą to być jakieś wielkie rzeczy, lecz musimy posiadać nawyk stałego ich praktykowania z miłości do Boga.
Ponieważ ogólną skłonnością natury ludzkiej jest unikanie wszystkiego, co wymaga wysiłku, powinniśmy być bardzo skrupulatni w tej materii, by nie poprzestać tylko na dobrych intencjach. Dlatego czasami może okazać się pożyteczne zapisanie sobie tych stałych umartwień, żeby mieć je na względzie w rachunku sumienia i by o nich nie zapominać. Pamiętajmy również, że najmilszymi Bogu są te umartwienia, które mają związek z miłością, z apostolstwem i z wiernym wypełnieniem naszych obowiązków.
Na koniec naszej rozmowy powiedzmy Jezusowi, że jesteśmy gotowi iść za Nim, dźwigając swój Krzyż dzisiaj i każdego dnia.
[1] Katechizm Kościoła Katolickiego, 2015. [2] Św. Jan od Krzyża, Żywy płomień miłości, 2, 25. [4] Św. Josemaría Escrivá, To Chrystus przechodzi, 176. [5] Św. Josemaría Escrivá, Przyjaciele Boga, 301. [6] Św. Paweł VI, Przemówienie, 24 III 1967. [7] Konferencje Świętego Maksymiliana Marii Kolbego, Niepokalanów 1990, s. 28–29.